2016-02-21

Przegrałeś z Kretasem #004 - Star Wars: Empire at War

Będąc w trakcie pisania drugiego odcinka Chwilozofii, postanowiłem wrzucić kolejną część Przegrałeś z Kretasem. By dowiedzieć się więcej o systemie oceniania zapraszam do tego wpisu.

☢ Caution ☢ Spoilers Ahead ☢

A long time ago in a galaxy far, far away...


Title: Star Wars: Empire at War
Genre: RTS
Developer: Petroglyph
Publisher: LucasArts
Release date: 17.02.2006
Metascore: 79/100
Steam Score: Very Positive (2,517)
My Score: ★★★★☆
Estimated lenght: ~30h+

Siedziałem dzisiaj w piwnicy rozbierając krany myśląc co opisać. Mój pierwotny plan zakładał całkowicie inną grę, jednak w ostatniej chwili zdecydowałem się na Imperium na Wojnie. Nie jestem wielkim fanem Starnych Warsów aczkolwiek, lubię od czasu do czasu obejrzeć filmy czy pograć w gry. Dodatkowo najnowsza część nie tak dawno świeciła triumfy w kinach (wciąż nie oglądałem).

Fabuła gry zaczyna się już po objęciu władzy przez Palpatine'a. Wydarzenia, których będziemy świadkami mają miejsce między Revenge of Siths, a New Hope i ciągną się w zależności od strony - do Bitwy nad Yawin w przypadku Rebeliantów lub do całkowitego zniszczenia Rebelii jako Impereium. Tyle w kwestii fabularnej.

Po odpaleniu gry mamy do wyboru jeden z trzech trybów. Są to Kampania, Galactic Conquest i Potyczka. Tryby różnią się nieco od siebie. W Kampanii idziemy zgodnie z fabuła serii. O tym za chwilę. Galactic Conquest to jak nazwa wskazuje - uproszczona wersja kampanii. Wybieramy jedną z dostępnych map galaktyki - każda wygląda tak samo - różni się ilością dostępnych planet. Następnie opowiadamy się po stronie Rebelii lub Imperium i... No, podbijamy galaktykę. Trzeci tryb to klasyczna potyczka między nami i AI. Wybieramy mapę - tych jest kilkanaście w dwóch rodzajach - mapa w kosmosie, na orbicie planety lub mapa na samej planecie. I znów wybór strony konfliktu i zaczynamy jatkę. Galactic Conquest pominę bo większość będzie wyjaśniona przy trybie Kampanii, a o potyczce jeszcze potem nieco wspomnę.

Kampania u każdej ze stron pokrywa dziurę jaka jest pomiędzy Revenge of Siths i New Nope. Zacznę od rebelii - historia zaczyna się dość nieciekawie - Rebelia używa przestarzałych i wysłużonych Z-95 Headhunter. Pada pomysł - Imperium testuje nowe maszyny - X-Wing. Doskonale powinniśmy kojarzyć je z filmów. Kradniemy je i rozpoczynamy wojnę na pełną skalę. Resztę znamy z New Hope, a gra kończy się w momencie zniszczenia Gwiazdy Śmierci.
Imperium to inna para kaloszy. Zaczynamy od tego, że Gwiazda Śmierci jest w budowie. I to w budowie na pełnej piździe. My natomiast razem z Darthem Vaderem zajmujemy się podbijaniem planet w celu wybicia Rebelii jak i pchnięciu budowy Gwiazdy Śmierci. Gra kończy się w momencie podbicia całej galaktyki.

Jak ogółem wygląda gra ? Ano dzieli się na trzy etapy. Pierwszym jest gra na mapie galaktyki. Budujemy tam budynki i stacje orbitalne na posiadanych przez nas planetach, przerzucamy miedzy planetami oddziały i flotę. Drugi i trzeci są bardzo podobne - w obu atakujemy planety - z tym, że etap drugi to walka na orbicie, etap trzeci - na powierzchni planety. I chociaż większość czasu spędzimy na mapie galaktyki, to jednak potyczki na orbicie czy powierzchni planety to esencja gry. Jak wygląda zarządzenie galaktyką ? Podam na przykładzie Imperium: mamy kilka planet naszych. Widzimy kilkanaście niedostępnych i kilka wrogich. Wśród tych planet jest nasz cel. Po zajęciu tej konkretniej planety - co łatwe nie jest - pchamy fabułę do przodu. Pomijając misje zapychacze - a są i takie, mamy również misje znane z filmu jak na przykład przechwycenie statku z księżniczką Leyą na pokładzie czy przypuszczenie szturmu na lodową Yavin IV.

Do dyspozycji mamy cały arsenał znany z Uniwersum. Dla sił Rebelii są to oczywiście zwykła piechota, Artyleria MPTL (Multiple Proton Torpedo Launcher), Czołgi T2-B i wiele innych. Z floty kosmicznej wyróżnić należy X-Wingi, Y-Wingi, Krowetty Corellian, Fregaty Nebulon B czy potężne statki - Gwiezdne Krążowniki Mon Calamari. Z bohaterów mamy np. duet C3-PO + R2-D2, Hana Solo czy Luka Skywalkera.
Imperium ma dostępny naprawdę ciekawy oręż znany z filmu. Zaczynając do zwykłych Szturmowców (New Hope), przez Ścigacze (Return of the Jedi) i AT-ST (Return of the Jedi), aż do potężnych AT-AT Walkerów (Empire Strikes Back) z umiejętnością zrzutu desantu oddziału Szturmowców. Flota składa się głownie ze krążowników klasy Acclamator przez krążowniki klasy Victory, aż do potężnych Star Destroyerów z których każdy sam może zniszczyć stację orbitalną poziomu 2. Każdy z wymienionych posiada Hangar spawnujący bez końca myśliwce TIE Fighter oraz bombowce TIE Bomber. Jak się można domyślić - ostatnią jednostką jest oczywiście sama Gwiazda Śmierci mająca siłę zniszczenia całej planety co też będziemy robić. Z bohaterów mamy Bobba Fetta, Dartha Vadera czy choćby samego Imperatora Palpatine.
Dodatkowo nie zawsze sterujemy pojedynczymi jednostkami. W kosmosie statki wielkości krążowników to owszem - pojedyncze jednostki, ale myśliwce czy bombowce to już squadron składający się z kilku jednostek (np. 5 myśliwców X-Wing to jeden squadron i liczony jest jako jedna jednostka). Na powierzchni planety wszystkie jednostki to oddziały. Przykładowo jednostka Szturmowców to tak naprawdę dwa plutony po dziewięciu żołnierzy w każdym, jedna jednostka AT-AT Walkerów to właściwie dwie maszyny.
Każda jednostka ma specjalną umiejętność - niektóre - nawet dwie. Są one różne. Wspomniane AT-AT Walkery mają możliwość zrzutu desantu Szturmowców (jeden pluton, dziewięciu żołnierzy). W kosmosie Korwetty mogą przekierować energie z tarcz na lasery by drastycznie zwiększyć siłę ognia. Zwykli żołnierze Rebeliantów jak i Szturmowcy mogą ukryć się przez co wzrasta ich obrona. Y-Wingi mają torpedy jonowe, dzięki którym mogą unieruchomić wrogie statki. Długo by tu wymieniać.
Warto również wspomnieć, że jeśli atakujmy planetę i na orbicie znajdują się przynajmniej krążowniki Acclamator (Imperium) lub bombowce Y-Wing (przynajmniej 1 squadron, Rebelia), to co chwilę będziemy mogli przypuszczać naloty dywanowe, z których każdy bez problemu może zmieść cała bazę jeśli ta oczywiście nie jest ukryta pod mgłą wojny.
Planety możemy zaatakować sami według uznania lub na rozkaz jako cel misji. Gdy atakujmy sami - mamy możliwość wyboru - sami prowadzimy oddziały w walce lub pozwalamy AI zając się walką (wychodzi różnie, zazwyczaj się nie opłaca). Możemy zaatakować planety... Ale możemy sami zostać zaatakowani. Na każdej planecie możemy zbudować stację orbitalną. To ona będzie wsparciem dla stacjonującej na planecie floty. Zależnie od jej poziomu będzie spawnować różne statki. Przykładowo dla Imperium, Stacja poziomu drugiego spawnuje 2 TIE Fightery i Korwettę tak długo jak istnieje na niej Hangar (to jego niszczy się zaraz po wyłączeniu generatora tarcz).
Samo przypuszczenie ataku na planetę czy orbitę to też nie jest takie hop siup. W przypadku ataku orbity - mamy limit jednostek. Możemy wysłać do ataku nawet 100 jednostek, ale w jednej chwili na polu bitwy może być tylko kilka, których łączny koszt nie przekracza 20. Oczywiście jeśli wyślemy jednostki o łącznym koszcie 200 to w każdej chwili będziemy mogli na bieżąco uzupełniać starty dosyłając jednostki z "rezerwy". Podobnie jest na planecie, z tym, że tam limit wynosi zazwyczaj 4-5 jednostek. Można go zwiększyć przejmując punkty zrzutu posiłków, a tych na planecie jest zazwyczaj dwa lub trzy i nie dość, że trzeba je przejąć, to jeszcze potem bronić.

Miałem wspomnieć jeszcze o trybie potyczki. Ten tryb to właśnie walka na takiej mapie jak walka na orbicie czy powierzchni planety. Mamy swoją bazę lub stację orbitalną i za pomocą tego budujemy jednostki i badamy ulepszenia i oczywiście staramy się spuścić łomot naszemu przeciwnikowi. W późniejszym okresie przyjemnie jest gdy dochodzi do starcia kilku imperialnych Star Destroyerów z Rebelianckimi Mon Calamari. W tym trybie też możemy szkolić bohaterów. Dodatkowo na orbicie - wyszkolony Han Solo pojawia się oczywiście w statku będącym ikoną serii - Millenium Falcon.

Od strony muzycznej gra jest mocno Star Warsowa. Utwory pojawiające się w grze to wzięte ścieżki z filmów oraz muzyka napisana przez Franka Klepackiego - Amerykanina polskiego pochodzenia będącego swego czasu muzykiem pracującym dla Westwood Studios. Frank jest autorem wszystkich soundtracków do serii Command & Conquer do Renegade włącznie. Dodatkowo nad grą pracowali panowie z Westwood. Między innymi - prócz Franka - Joe Bostic i Chris Rubyor. Od strony dźwiękowej - większość dźwięków to też robota Franka Klepackiego - dodatkowo głosów postaci użyczyli oryginalni aktorzy tak więc przykładowo w głos Dartha Vadera ponownie wcielił się James Earl Jones znany między innymi z takich filmów jak Somersby czy Hunt for Red October, a także gier - Command & Conquer: Tiberian Sun (gen. James Solomon). Część kwestii została wzięta nawet z oryginalnych filmów (przykładowo aktywacja umiejętności Vadera w kosmosie to znany z New Hope cytat: "Several fighters have broken off from the main group. Come with me!"). Dodatkowo gra została wydana w Polsce w pełni zlokalizowana, a w postacie wcielili się aktorzy, którzy podkładali głos w polskim dubbingu filmów. Nie wypowiem się więcej bo moja styczność z polską wersją ograniczyła się do uruchomienia, odpalenia kampanii, przesłuchania wstępu, odinstalowania i ściągania pirackiej angielskiej wersji. Aktualnie posiadam wersję Steam gdzie - dzięki bogu - polskiej wersji nie ma.
Graficznie gra jest ładna. Jednostki są szczegółowe jak na grę z 2006 roku. Zazwyczaj wszystkie zmagania obserwujemy w rzucie izometrycznym. Mamy też możliwość przybliżenia kamery jak i jej obrotu, a jakby tego było mało - możemy włączyć kamerę filmową i oglądać wielki rozpierdziel w kosmosie jak w filmie. Wygląda to nieźle i używa się tego podczas gdy wykańczamy resztki wrogich sił lub też kończymy niszczenie stacji orbitalnej. Interfejs został uproszczony do minimum niemal jak w Command & Conquer, więc nawet laik sobie poradzi bez trudu.

Z największych minusów można wyróżnić poziom trudności. Gra jako Rebelia jest trudna - jesteśmy w mniejszości - ale gra jako imperium winna być łatwiejsza, a w zasadzie poziom jest bardzo podobny. Brakuje też jakichś zwrotów akcji, które by nas zaskoczyły lub też nawiązań do na przykład Wojny Klonów. Plusy to oczywiście wszystko co wymieniłem wcześniej. Gra dostępna jest również na platformie Steam w wersji Gold (tj. z rozszerzeniem Forces of Corruption) w cenie 19,99€ (około 80 PLN). Z racji upadku GameSpy - gra nie obsługuje już trybu wieloosobowego, choć LAN wciąż może działać. Jako, że już kończę - gra dostaje ★★★★☆ z wynikiem 75%. Dla każdego fana Stara w Warsie (klasyczny żart odnośnie starego składu PSX Extreme) jest to pozycja bardziej, niż tylko obowiązkowa, dla fanów RTSów natomiast - pozycja godna uwagi i wymagająca taktycznie. Czas spędzony w grze na pewno stracony nie będzie. Ja natomiast no cóż... Trzeba podbić galaktykę! Kreton out!

2016-02-14

14.02

Czy Kretony śnią o walentynkowej czekoladzie?

Nie - mają wyjebane.

2016-02-12

Przegrałeś z Kretasem #003 - Corpse Party: BLOOD DRIVE

Pomyślałem, że można by opisać kolejną grę w ramach Przegrałeś z Kretasem. Dwie pierwsze produkcje były FPSami, tym razem postanowiłem wziąć na rożen coś innego jak i zmienić platformę z PC na PS Vite. Przyznam, że ta gra to jedna z tych gier, dla których kupiłem Vitę. Z góry również chciałbym podziękować Losikowi za małą pomoc przy tekście. By dowiedzieć się więcej o systemie oceniania zapraszam do tego wpisu. Jadymy!

☢ Caution ☢ Spoilers Ahead ☢

"Shut the fuck up titless! Who you callin' a pervert when you got the body of a grade schooler?! Ain't nobody gonna wanna see a washboard like that." - Misuto


Title: Corpse Party: BLOOD DRIVE
Genre: Adventure, Horror
Developer: Team GrisGris, 5pb.
Publisher: 5pb. (JP), Marvelous USA (NA/EU)
Release date: 20.10.2015
Metascore: 63/100
Steam Score: N/A
My Score: ★★★★★
Estimated lenght: ~40h

O CP w polszy mało kto zapewne słyszał, a jeśli już obił się komuś o uszy skrót CP zapewne chodziło o dziecięcą pornografię (CP = Child Porn). Ale dziecięcą pornografię zostawimy w spokoju i zajmiemy się CP którego rozwinięcie to Imprezka z Trupami (i bynajmniej nie chodzi tu o nekrofilię chociaż...) czyli Corpse Party.

Spoilers (duh)

Historia oscyluje wokół osoby Shinozaki Sachiko oraz szkoły Tenjin Elementary (lub jak ktoś woli - Heavenly Host), a także grupki uczniów z Kisaragi Academy, którzy przypadkowo wplątali się w niezłe gówno dzięki rytuałowi zwanemu Blessing of Sachiko (幸せのサチコさん (jak zwykle po najechaniu na kszoki tłumaczenie lub romanizacja), błędnie przetłumaczonego jako Sachiko Ever After). By ugryźć krwawą jatkę należałoby wpierw opowiedzieć o czym jest cała seria. Nie będę spuszczać się nad tym za bardzo, opowiem pokrótce tylko historię z dwóch poprzednich części tj. Corpse Party: BloodCovered: ...Repeated Fear oraz Corpse Party: Book of Shadows. By rozwiać wątpliwości - obie poprzednie części dzieją się mniej więcej w tym samym czasie, choć Book of Shadows kontynuuje historie z bad endingu BloodCovered.

Historia rozpoczęta w Corpse Party: BloodCovered: ...Repeated Fear to tak naprawdę remake remaku. Pierwsze Corpse Party wyszło na NEC PC-9801 w 1996. Następnie wyszedł remake - Corpse Party: BloodCovered (2008) na PC. Kolejny był już Corpse Party: BloodCovered: ...Repeated Fear czyli remake remaku na konsole PSP, a później również na iOS (2012) i 3DS (2015). Prawie jak oglądanie Naruto - Retrospekcja retrospekcji w czasie retrospekcji retrospekcji będącej retrospekcją wrzuconą między dwie retrospekcje. Fucking logic.

No, ale do (od) rzeczy: CPBCRF przedstawia nam kilka postaci chodzących do Kisaragi Academy. Są to nieco wymoczkowaty Mochida Satoshi, Nakashima Naomi będąca typową przyjaciółką z dzieciństwa jak wiele postaci w haremówkach, przypominający nieco wkurwionego dresa Kishinuma Yoshiki, przewodnicząca klasy Shinozaki Ayumi (zapamiętać!). Postaci mniej ważne dla dramatu to Shinohara Seiko będąca najlepszą przyjaciółką Naomi, a przy okazji wielką zboczuchą, Suzumoto Mayu loli-like dziewczynka, która przenosi się do innej szkoły, Morishige Sakutaro będący najlepszym przyjacielem wspomnianej Mayu, Mochida Yuka czyli loli siostra Satoshiego (jedyna z poza szkoły) oraz Shishido Yui czyli typowa wychowawczyni klasy z zadatkami na MILFa. Brzmi jak intro z niemieckiego pornola, w którym będzie hardy gang bang.

Historia zaczyna się od informacji, że Mayu ma się przenieść do innej szkoły. Wówczas to (f)A(p)yumi, lubująca się w tematach okultyzmu trafia na necie na rytuał Shiawase no Sachiko-san mający w założeniu pozwolić im być przyjaciółmi na zawsze. Cosik jednak poszło nie tak, pierdolnęło jak w kieleckim i nasi bohaterowie znaleźli się w Tenjin Elementary. Jak się potem okazało, Tenjin Elementary stało w miejscu gdzie teraz stoi Kisaragi Academy. Ów rytuał, jak pieniądze - szczęścia nie dawał, ale przeniósł naszych bohaterów do Nirwany - alternatywnej rzeczywistości, w której Tenjin Elementary wciąż istnieje. Nasze bohatery odkrywają tajemnicę tego miejsca - otóż jak się okazało w Tenjin Elementary doszło do kilku morderstw i teraz duchy zabitych uczniów szwendają się po szkole i mordują innych którzy mieli ochotę (lub nie) wpaść w odwiedziny. Wszystkiemu winna jest niejaka Shinozaki Sachiko. Naszym bohaterom udaje się doprowadzić wszystko do końca i ze stratami w ludziach wracają do domu. Fin.

Niestety - w jednym z WRONG ENDów Sachiko cofa wszystkich w czasie i wymazuje im pamięć... I od tego miejsca toczą się wydarzenia z Corpse Party: Book of Shadows. Zakończenie jest podobne. Do domu wracają Satoshi, Yuka, Naomi, Ayumi i Kishinuma. O całej reszcie nikt nigdy nie słyszał, na zdjęciach mają zamazane twarze i ogółem jest chujnia. W tym momencie, jeśli zdobyliśmy wszystkie zakończenia i Name tagi (o tym później) to zaczyna się rozdział o nazwie "BLOOD DRIVE: Prolouge". Ayumi dowiaduje się, że rodzina Shinozaki, z której pochodziła Sachiko była w posiadaniu tytułowego Book of Shadows, a na dodatek sama Ayumi jest z Sachiko spokrewniona (dlatego pisałem - zapamiętać). W ruinach domku, w którym mieszkała Sachiko z matką dokonują rytuału, który ma wskrzesić zmarłych w Tenjin Elementary przyjaciół. Nie wszystko idzie zgodnie z planem i w efekcie ratując Ayumi - ginie jej siostra - Shinozaki Hinoe. Fin.

Corpse Party: BLOOD DRIVE dzieje się dwa miesiące po wydarzeniach z Prologu. Ayumi wychodzi ze szpitala. Po ruinach domu Shinozaki i Book of Shadows nie ma śladu. Jeszcze będąc w szpitalu, do Ayumi przychodzi kobieta z organizacji okultystycznej do której należała jej siostra. Przekazuje jej informacje, że Ayumi musi odnaleźć Book of Shadows bo inaczej świat szlag trafi. Nie do końca jest to prawda. Więc po opuszczeniu szpitala Ayumi wraca do Kisaragi Academy. Niestety nasze bohatery pamiętają o zmarłych przyjaciołach. Dodatkowo mają teraz nową nauczycielkę - Niwę Kuon, która też lubi bawić się okultyzmem. Ayumi spotyka również niejakiego Misuto, który mówi, że ożywienie zmarłych jest możliwe z użyciem Book of Shadows, ale trzeba to zrobić w Tenjin Elementary. Jako, że Sachiko już nie istnieje Nirwana również powinna przestać istnieć. Niestety dalej istnieje i na dodatek się rozrasta. Ayumi ponownie wyrusza do Tenjin Elementary by... No teraz to już trzeba zagrać. I tak za dużo i niespójnie zaspoilowałem.

Pierwsze co rzuca się w oczy po odpaleniu gry to to, że cholernie długo się ona włącza. Przez około 40 sekund gra ustawia trofea i inicializuje się. Potem musimy przeskipować około 10 plansz z logami twórców. Kolejna rzeczą, na którą warto zwrócić uwagę - gra została napisana na silniku Unity. Potem mamy ładnie sklepane intro w stylu M@D (ミュージックアニメ動画). Dodatkowo gra winna nazywać się "Corpse Party: BLOOD DRIVE ~Now Loading Edition~". Doprawdy - gra ma dosłownie co chwilę ekran wczytywania. No, ale o tym za chwilę. Odpalamy grę. Ładne menu, new game, chapter 0. Lecimy. I tu uwaga. Mamy podobnie jak w BloodCovered rzut z góry. Czasem kamera się zmienia na wstawkach, ale poruszamy się cały czas w rzucie z góry. I tu powiedzmy sobie szczerze. Gry NIE DA SIĘ zrozumieć bez grania w Corpse Party: Book of Shadows. Wspominałem o tym przy Painkillerze, zacytuję raz jeszcze:
Gra wygląda jak oglądanie Hunger Games: Mockingjay Part 2 bez oglądania pierwszej. Światła, błyski i wytryski, ale o co kaman ?

Tu jest nieco inaczej. O ile Mockingjaya Part 2 jeszcze da się ogarnąć, o tyle w BLOOD DRIVE jest tyle nawiązań do wcześniejszej części, że osoba, która we wcześniejszą grę nie grała, a już na pewno nie czytała prologu, to chuja z historii zrozumie. Posiadacze mniej oryginalnych konsol i emulatorów PSP mogą poszukać obrazu z grą. Posiadacze oryginalnych konsol PSP lub PS Vita mogą kupić BloodCovered w PlayStation Store w cenie 42 PLN. Book of Shadows pozostaje znaleźć w wersji mniej legalnej gdyż europejskie PlayStation Store gry nie posiada (dziwne). No i samo BLOOD DRIVE kosztuje 160 PLN.

Więc jak wspomniałem, mamy widok z góry. No nie do końca. Jest to rzut nieco pod kątem z góry. Nie potrafię znaleźć porównania. Nie jest to rzut izometryczny, ani TTP. Całość jest w trójwymiarze, postacie są stylizowane na chibi i przypominają bardziej nendroidy przez te wielkie głowy. Pierwsza rzeczą jest to, że w końcu możemy poruszać się (co prawda w BARDZO ograniczonym terenie) po mieście. Historia prócz poruszania się po lokacjach opowiadana jest przez dialogi w stylu znanym z gier typu visual novel. Dodatkowo gra jest w pełni voicowana (poza narracją), żeby było ciekawiej - w technologii wykorzystującej tzw. "Dummy head mics" co doskonale słychać na porządnych słuchawkach stereo (i nie mówię tu o dousznych pierdolnikach za 20 czy 50 PLN) tylko canach zamkniętych lub lepiej - półotwartych w cenie 100+ PLN (polecam Superlux HD 668B (~120 PLN), Losik grał na Creative Fatality HS-800 (100 PLN) i też nie narzekał). Sama technologia może z początku odrzucać, ale po godzince okazuje się być całkiem przyjemna i dodaje klimatu. Przebijając się przed historię w końcu trafiamy do Tenjin Elementary. Jest to niemal dokładnie ta sama szkoła co w BloodCovered i Book of Shadows. Są pewne różnice jak na przykład wieża ze schodami, której w we wcześniejszych częściach nie spotykamy, a odgrywa nie małą rolę w historii. Nowe Tenjin Elemenentary ma też pare zmian w designie. Jako iż, nie ma orgii bez tentacli - musiały pojawić się łapiące nas wystające z ziemi macki. Jest nawet cały mackostrfur (błąd celowy). Nie rozkminiasz o co chodzi ? Kliknij tutaj. Yeah, like this.

Gra wprowadza do historii nowe postacie o mniejszym lub większym znaczeniu. Są to między innymi tajemniczy Kiriya Misuto, o nie wyparzonej gębie, oppai loli Mizuhara Satsuki (holy shit! 俺のロリはこんなおっぱいがあるわけがない), czy również nieźle umięśniona z przodu tsundere z wielką... Wiem co pomyślałeś świntuchu! Wielką kosą - Miduki Magari. Wszystkie postacie jak wspomniałem są voicowane i tu trzeba pochwalić twórców. Głosu postaciom użyczają tacy seiyuu jak (po najechaniu na imię w nawiasie wyświetla się tytuł anime) np. w roli Satoshiego - Shimono Hiro (Connie Springer, Aruba, Kamina Ayato); w roli Naomi - Satou Rina (Kusakabe Yuuki, Azumamiya Koutarou, Misaka Mikoto); głosu Ayumi użyczyła Imai Asami (Andou-san, Solva, Kisaragi Chihaya); w rolę Kishinumy wcielił się Nakamura Yuuichi (Oreki Houtarou, Okazaki Tomoya, Kousaka Kyousuke), Yuka czyli siostra Satoshiego mówi głosem Kitamury Eri (Kakouen Myousai, Kawashima Ami, Takagi Saya) czy choćby mniej ważna postać - Kizami Yuuya - to głos zajebistego Sugity Tomokazu (Motosuwa Hideki, Aizawa Yuuichi, Kyon). To i tak mała część postaci gdyż w grze łącznie występuje 30 postaci i każdy seiyuu (po odblokowaniu) opowiada o swoich odczuciach do samej gry. Dodam też, że głos Seiko to nikt inny jak Arai Satomi znana przykładowo z roli przegiętej Shirai Kuroko z Railguna (Onee-sama*bzzzzzt*hyaaaaaa~!). To nie mogło być złe!

Jak wygląda w ogóle rozgrywka ? Ano eksplorujemy Tenjin Elementary, czytamy dialogi, zbieramy przedmioty i kombinujemy gdzie ich użyć i próbujemy przeżyć. To ostatnie może zaprowadzić nas do ekranu GAME OVER lub WRONG END (fuck you chapter 5.) A, i oczywiście oglądamy przez kilka godzin napis Now Loading. Dodatkowo, tak samo jak w poprzednich częściach zbieramy Name Tagi poznając historię ofiar krwawego żniwa jakie zebrała szkoła od początku swojego istnienia. Łącznie około 200 osób w trzech częściach gry (84 w samym BloodCovered). Gra wymaga niekiedy niezłego kombinowania co zrobić, a dodatkowo pojawiają się w grze phantomy które ścigają nas tak długo jak się da. Niekiedy przez cały chapter. Z innych ulepszeń prócz znanych z wcześniejszych gier tripwire (będących jak pamiętam drutami z pianina, kurewsko ostre cholerstwo), pojawiły się żyjące narośla wywołujące orgię z tentaclami, szkła i dziury w podłodze. Prócz tego mamy również latarkę czy smartfona pełniącego funkcję latarki (z ograniczoną baterią, choć można tą opcję wyłączyć). Rozdziały są całkiem długie (jak np. Chapter 9 - około godziny biegania, drugie tyle dialogów) lub ulta krótkie (chapter 8 - z 10 minut chodzenia, około godziny dialogów). Ilość WRONG ENDów na chapter też jest całkiem niezła więc niektóre chaptery będziemy powtarzać (chapter 4 - 7 endingów). Przez pierwsze 3 chaptery właściwie gra przypomina rollercoastera, który wlecze się powoli pod górę, by od czwartego zjeżdżać na pełnej piździe robiąc potrójną pętlę w chapterach 7-9.

Jak gra się ma od strony technicznej ? No tu całość nieco kuleje. Gra ma ładną, trójwymiarową grafikę z chibi postaciami. Szkoła jest mroczna. Muzyka jest dobra i klimatyczna (no, może poza trackiem z dubstepem, tak jest jeden - od 6 chpatera się pojawia, no shit. Have YouTube). Aktorstwo - pierwsza klasa. Ładne arty postaci i CGki (ftw nagie loli w onsenie XD). Same plusy, nie ? To teraz garść minusów. Gra ma tendencje do crashowania się. Jak wywali errora to pół biedy, bo po prostu się wyłączy. Gorzej jak gra złapie porządnego crasha. Wówczas są dwa sposoby na włączenie konsoli. Odczekać kilka godzin lub odpalić debug i z tego poziomu ją bootować. No i gra - choć ciężko w to uwierzyć - ma za duże wymagania sprzętowe. Bieganie z włączoną latarką to wyraźny spadek ponad około 10 FPS. Być może moją konsola jest za słaba - to w końcu PCH-1004. Niemniej jednak nawet Losik zauważał w niektórych lokacjach spadek, a posiada on PCH-2004. Jak wspomniałem - gra miała tendencje do crashowania. Losik wspominał, że na 10 chapterze gra crashowała się kilkanaście razy i to w większości konieczny był twardy reset i bootwanie z poziomu debuga. Jest to być może wina silnika Unity. Z tego co się orientuję, Marvelous USA zgłaszał problem do twórców. Jak się to potoczyło dalej - nie wiem. Grę odinstalowałem z Vity po jej sperfectowaniu. Nawala też nieco przyspieszanie gry. Przyspieszanie skipuje dialogi, ale wszystkie animacje muszą być odegrane. Jest do mocno denerwujące jak musimy jakiś chapter powtórzyć (na przykład 8 dla trofeów). Ostatnim minusem jest ekran Now Loading. Wchodzimy do menu party, now loading. Wchodzimy w inventory. Now Loading. Wybieramy item. Now loading. Zmieniamy lokacje. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Now Loading. Kurwa. Ileż można. Na 50h gry bitą godzinę oglądamy ekran Now Loading. Przy każdej zmianie lokacji, zmianie scenki, i to czasem mamy wejście do lokacji - 3 kroki - scenka - znów kilka kroków - scenka. Drzwi - 3 scenki. I co chwile jebane Now Loading. Mówiłem wcześniej. Tak jak remake Alien Breed winien się nazywać "Access Denied" tak BLOOD DRIVE winien zwać się "Corpse Party: BLOOD DRIVE ~Now Loading Edition~".

Podsumowując - Corpse Party: BLOOD DRIVE zamyka historię rozpoczętą w BloodCovered. Gra oferuje nam ponad 40 godzin rozrywki w przystępnej oprawie zarówno wizualnej jak i dźwiękowej. Do tego mamy 38 trofeów (24 Bronze; 8 Silver; 5 Gold; 1 Platinum). Cena 160 PLN za wersję digital może trochę odstraszać, ale gra jest naprawdę warta tych pieniędzy. Co prawda ma swoje wady, w tym tendencja do crashowania się, ale wciąż jest warta kasy. No i niestety (lub stety) wymagana jest znajomość nawet jeśli nie BloodCovered, to przynajmniej Book of Shadows. Bez tego tracimy połowę wątku, gdyż w grze są nawiązania do obu gier z naciskiem na Book of Shadows. Fani horrorów - Corpse Party: BLOOD DRIVE to pozycja obowiązkowa. Grze daje ★★★★★ (85%) oraz Hunter's Seal of Approval! Jest to jedna z gier, dla których kupiłem Vitę (dzięki Natka) i jest to obok 絶対絶望少女 ダンガンロンパ Another Episode gra, za którą zapłaciłem ponad 150 PLN, bo kupowana była w dzień premiery, a i dalej tyle kosztuje. Szukasz dobrej gry ? Już wiesz co kupić. Enjoy.

2016-02-07

Haters gonna Hatate czyli czego nie lubimy w grach ?

Nad napisaniem tego wpisu też myślałem od jakiegoś czasu. Gałąź przemysłu informatycznego odpowiadająca za pisanie gier od kilku lat zmierza w bardzo złym kierunku. Lista, którą zamierzam zamierzam zamieścić poniżej jest to zbiór rzeczy, które w tym biznesie poszły tak bardzo źle, że aż denerwują. Postaram się też podać jakieś przykłady. I to nie jest tak, że gier z przykładów nie lubię, nie są one w większości złe, mają po prostu irytujące elementy. Numeracja nie ma większego znaczenia - jest, żeby była. Kończę wstęp i lecimy z mięsiwem.

1. Unskipable Logos

Examples: Dużo tytułów. Seria Borderlands, Alice: Madness Returns, Metro Redux
Hurr durr. Tak, rzecz, która wkurwia jak sto chujów. 15 minut logo, czołówek, ostrzeżeń i innego gówna. Masa tego w wielu grach i denerwuje to jak reklamy w TV czy w kinie, przed filmem. Mistrzem w tym jest chyba Electronic (f)Arts. Za przykład prócz tego co wypisałem w polu Examples (o tym za moment) podam jeszcze Need For Speed Hot Pursuit (2010). Na początek wita nas ostrzeżenie o tym zęby ścigać się tylko w grach + wyświetlone loga producentów samochodów. Następnie mamy logo EA. Potem przedstawia się nam Criterion Games, odpowiedzialny za tą produkcję. Potem pojawia się tytuł gry i animacja ulicy. I pojawiają się kolejno napisy [Electronic Arts przedstawia] [Produkcję Criterion Games], [Przy współpracy z DICE]. I teraz czekamy, aż wyskoczy napis Wciśnij Enter by kontynuować. Zmierzyłem czas tego cholerstwa od pierwszej sekundy, aż do napisu o Enterze. Całość trwa 27 sekund. Potem logowanie do Autologu i animacje i shit i ogółem tracimy nie całą minutę nim wybierzemy wyścig. I tak praktycznie niepomijalne loga są niemal w każdej produkcji EA. Na szczęście wszystko zależy od silnika. Jak dobrze pamiętam te w Borderlandsach chyba dało się ominąć... Ale wciąż - omijanie też zajmuje te 3-5 sekund - zwłaszcza jeśli logo jest dużo. Na szczęście jak mówiłem, naszym przyjacielem może być silnik gry. Zaczynając od Borderlands klikamy prawym przyciskiem na grze na Steamie, wybieramy właściwości i tam Ustaw opcje uruchamiania. Wpisujemy "-NoLauncher" i cieszymy się tym, że gra odpala się od razu. Następnie idziemy do katalogu:
c:\Users\[twoj_profil]\Documents\My games\Borderlands 2\WillowGame\Config\
I uruchamiamy plik WillowEngine.ini i szukamy w nim linijek:
StartupMovies=2K_logo
StartupMovies=Gearbox_logo
StartupMovies=NVidia
StartupMovies=Loading
Do każdej linijki przed nią dopisujmy znak ; (średnik) żeby wyglądało to tak:
;StartupMovies=2K_logo
;StartupMovies=Gearbox_logo
;StartupMovies=NVidia
;StartupMovies=Loading
I to wszystko. Zapisujemy plik i viola, cieszymy cię brakiem intra. W grach napisanych na silniku Unreal Engine wprowadzenie w pliku INI średnika przed komendą działa jak oznaczenie jako komentarz. Jako, iż działa to na każdym produkcie jadącym na Unreal Engine, działa to również na Alice: Madnes Returns. W przypadku zarówno Metro 2033 Redux oraz Metro: Last Light Redux trzeba posłużyć się jeszcze innym sposobem. Wchodzimy do katalogu z grą. Jet to domyślnie
Steam/SteamApps/common/Metro 2033 Redux/2033
Szukamy tutaj pliku [legal.ogv] i zmieniamy mu nazwię na przykład [_legal.ogv]. Nazwa może być dowolna. Następnie tworzymy pusty plik txt i zmieniamy mu nazwę na [legal.ogv]. Tyle. Tweakowanie gier na pełniej piździe. W niektórych grach (ale tylko tych średnio legalnych) crackerzy sami dodają sposób na ominięcie logo. Nie różni się on zbytnio od tego opisałem powyżej. Jest to po prostu już wrzucone w instalator.

2. Checkpoint System

Examples: Dużo tytułów. F.3.A.R, Painkiller: Hell & Damnation, Metro Redux, Resident Evil 6
Kolejna rzecz, która denerwuje. Ogółem mówiąc ta i dwie kolejne są ze sobą ściśle powiązane. Prawdę mówiąc te trzy rzeczy sprawiają, że wystarczy położyć żelazko na klawiaturę czy pada i gra sama się przejdzie. Może trochę przesadzam. Ale tylko trochę. No ale, mówimy o gównianym systemie checkpointów. Czemu ten system jest gówniany ? Ano bo takie rozwiązanie jest kompletnie zjebane. System checkpointów zastępuje stare dobre Save Game. Załóżmy, że mamy do przejścia pokój składający się z kilkunastu pułapek. Każda nie dość, że kurewsko trudna to wymaga jeszcze precyzji niczym grazeowanie streamów Reimu w Touhou. Dodatkowo, każda pułapka to instnt kill, a ostatni checkpoint jest zaraz przed nimi. Przechodzimy - męczymy się 10 minut. Przeszliśmy cudem. Idziemy, jeb - nie zauważaliśmy ostatniej. Dzień dobry, zaczynasz od nowa. I próbujesz. Giniesz kilkanaście razy i cały czas zaczynasz od początku. W efekcie po 20 razie łamiesz klawiaturę, rzucasz gryzoniem w ścianę, pięścią robisz dziurę w monitorze i wypierdalasz lodówę przez okno z 10 piętra. W opcji mniej drastycznej dropisz grę i odinstalowujesz ją. Tu tkwi problem właśnie. W starych grach takie coś przechodziło się używając zakazanej miłości między klawiszami F6 i F9 czyli opcją Quick Save i Quick Load. Przykładem niech będzie ten nieszczęsny opisywany niedawno Chaser. W ciągu całej gry Quick Load używałem ponad 1000 razy. Tak, 1000 (słownie: tysiąc). Wyobraźcie sobie łażenie po deskach podczas ostrzału. Ochujeć można było i tam użycie Quick Load przekraczało normy Unii Europejskiej. Powiecie, że Quick Load i Checkpoint to samo. Nope. Quick Save mogę zrobić w dowolnym momencie i szybko do niego skoczyć. Checkpoint zawsze wraca mnie do tego samego miejsca. Kolejnym minusem jest gdy jakąś grę chcemy wbić na Perfect. Czyli Pure 100%. Jeśli pominiemy jakąś rzecz i zamknęły się za nami na stałe jakieś drzwi - gra zazwyczaj robi auto zapis bo checkpoint. I co ? Gówno. Pierdol się. Zaczynasz - albo całą grę od nowa (zmiłuj się Homuro jak wstawek nie da się pominąć), albo jak gra na to pozwala - powtarzasz tylko cały etap (powodzenia w Resident Evil 6 gdzie każdy etap to około 1h gry). Pozwolę sobie zacytować moją recenzję Painkillera sprzed kilku dni:
Dalej w operze biegamy po schodach. Nagle zauważyłem sekret na scenie więc skoczyłem z balkonu, żeby go zebrać. Cool thing - ale drzwi przez, które można było wrócić na schody były zamknięte. I nie dało się ich ponownie otworzyć. Trzeba było wrócić do checkpointu tracąc około 10 minut gry [...]
No super kurwa. Dorzucę jeszcze łopatę wungla zwana F.3.A.R. Pomijając chujowiznę bijącą od tej gry (ale jest Loli Alma aka iFap), wrzucam ten powalony system checkpointów. I co ? Dochodzimy do pewnego miejsca i... Walka z dojebany w trzy dupy mechem. Napierdala w nas jak pojebany, udało nam się gdzieś schować. Quick Save... Quick Save... QUICK KURWA SAVE NIE MA bo jest pojebany system checkpontów. Wracamy do tego co pisałem na początku o pułapkach i instat killu. Czemu ? Bo nie możemy zapisać i giniemy. Nie możemy wrócić do momentu ukrycia się i wybrać inną drogę ucieczki. Musimy zacząć całą walkę od nowa.
Ostatnią rzeczą jest to, że gra wykonuje swój zapis przy checkpointach na jednym slocie. Tu gówno uderza w wentylator. Otóż grałem sobie w Alan Wake. Akurat postanowiłem zrobić sobie przerwę. Cool. Wpadł Grabarz i mówię mu w co gram. Chciał, żeby mu pokazać jak tot to wygląda. Więc odpaliłem pierwszy etap. I co ? Dziękuję, poszło się jebać pół godziny kurewsko trudnego fragmentu gry. Etap, na którym skończyłem musiałem zaczynać od nowa. Sure, mogę. Ale jest to etap na którym ginąłem pierdylion razy. Ochujeć można. Dodatkowo jeszcze - o ile takie coś, mogę jeszcze zrozumieć w FPSach... O tyle kurwa w Touhou ? Seriously ZUN. CZY CIEBIE DO RESZTY POJEBAŁO ? Mamy Touhou dla idiotów. Legacy of Idiotic Kingdom. Srs bsns.
Also, rozumiem, że system checkpointów umożliwia zapis gry na na przykład Steam Cloud, ale kurwa. Cool, gra nie zapisuje się na dysku tylko w chmurze. Zajebiście. Oszczędność miejsca na dysku. Tak... Gram na tosterze z 5 MB na wolnego na dysku i nie mam miejsca żeby zapisać na dysku plik wielkości kilkuset kilobajtów. Ale faza ja pierdole. Oczywiście zapisywanie gier w chmurze ma swoje plusy - można np. iść i odpalić grę u kumpla od miejsca, w którym skończyliśmy u siebie... Zaraz... Kurwa! Idziesz do kumpla grać na jego kompie ? R U Fucking serious ?
Je jebie. Also, wracając do systemu checkpointów zahaczamy o...

3. Auto Healing

Examples: Dużo tytułów. F.3.A.R, Painkiller: Hell & Damnation, Alan Wake
Nieodłącznym elementem systemu checkpointów jest również system przyjmowania obrażeń przez naszą postać. Mamy auto leczenie. Czym mocniej oberwiemy - tym bardziej trudno się gra. A to ekran zabarwia się na czerwono, a to robi się czarno biały, a to inny chuj daje nam znać, że ledwo zipiem. Co trzeba zrobić ? Schować się, chwilę odczekać i sami się wyleczymy. No po chuju realne. Ok, wbije ci kose w brzuch. Schowasz się i poczekasz, aż się wyleczysz ? Życzę powo-kurwa-dzenia. Powiecie mi zapewne, że używanie apteczek jest bardziej realne. Ano nie zupełnie. Ale ładnie to było przedstawione w Left 4 Dead gdzie postać używając apteczki faktycznie się bandażowała. I potem jeszcze biegała z tym bandażem widocznym. W systemie Auto Heala to tak trochę chuj wielki i szelki. Rushujesz między wrogów chowasz się na chwilę, i znowu. Spróbuj to zrobić jak pasek z HP i apteczki albo leża czekając na użycie (ie. Serious Sam) albo niesiesz kilka przy sobie (ie. F.E.A.R 2: Project Origin), a co zużyjesz to znajdziesz gdzieś nowe. Mówiąc nieco wcześniej o żelazku na klawiaturze to miałem na myśli. Nie trzeba mieć wielkiego skilla by przejść grę z auto healem. Ok, czym wyższy poziom trudności tym mocniej dostajemy po dupie. I co z tego ? Zajebać się chciałem na niektórych poziomach F.E.A.R 2: Project Origin na hard, ale F.3.A.R na very hard przeszedłem z problemem tylko na 1 poziomie. Czemu ? Bo auto heal. Co prawda przejście 20 minutowego stage na very hard trwało nieco ponad 1h, but I did.
Podsumowując - przejdź gry takie jak Serious Sam, F.E.A.R czy Command & Conquer: Renegade na Hardzie w czasie gdy każdy punkt HP ma znaczenie i nie ma checkpointów ani samo leczenia (o, Chaser, do it. Make my day). Come on, impress me. Oh wait, to są stare gry, mogą być za trudne dla gówniarzerii mającej w kompach Radeony HD czy odpowiedniki GeForce, która myśli, że Halo wymyśliło FPSy, a LoL gry online. Jeśli nie przechodziłeś pierwszych MegaManów lub Castlevanii - to nie wiesz co to są gry. Handluj z tym.

4. Console Style Saving

Examples: Głownie konsolowe. 絶対絶望少女 ダンガンロンパ Another Episode, seria Resident Evil, Corpse Party: BLOOD DRIVE
Co to jest konsolowy system zapisu gry ? Coś przypominające checkpointy, choć trochę bardziej podłe w swoim działaniu. O ile na checkpointa można wyłożyć peniora wielkiego niczym chuj Archiego, o tyle w konsolowym stylu trzeba pamiętać by zapisać grę. Innym problemem są udziwnienia wprowadzone przez twórców. Przykładem niech będzie np. Biohazard: Last Escape (szerzej znany jako Resident Evil 3: Nemesis). Na Easy - cool - mamy nieograniczoną ilość taśm do maszyny do pisania. Cool stuff. Ale na hardzie znajdujemy je po 3 na raz i przez cala grę zbieramy ich może 20. Oznacza to max 20 zapisów. Dawno nie grałem - nie wiem jak by mi poszło teraz, ale w czasach świetności serii przechodziłem grę robiąc dwa zapisy. Pierwszy przed walką z Nemesisem przy Wieży Zegarowej (połowa gry) i drugi przed finałową walką z użyciem Railguna (nie, nie Misaki Mikoto, tego prawdziwego). A jeśli miałem dzięki Merceneries odblokowaną nieograniczoną ilość amunicji to już w ogóle kończyłem grę w 40 minut bez zapisów.
Minusem tego systemu jest też to, że do Save Pointu musimy dojść. Wkurwić się można - jak ja ostatnio we wspomnianej 絶対絶望少女 ダンガンロンパ Another Episode (btw, po najechaniu myszą na tytuł wyświetla się romanizacja). Po serii ciężkich walk - zginąłem mając Save Point w zasięgu wzroku. Pierdolone Destroy Monokuma i ich jebane miotacze ognia (btw, Japończycy i język angielski - winno być raczej Destroyer Monokuma). Inna rzecz jeszcze z rozłożeniem checkpointów to - akurat przeklinał Losik. Otóż chodzi o Imprezę Trupów czyli Corpse Party: BLOOD DRIVE. Napisana na silniku Unity gra wydana miała w zwyczaju nie tyle wieszać się - co crashować cała konsolę do tego stopnia, że trzeba było ją bootować przez Hard Reset. Prócz randomowego lekkiego wieszania się w menu (gra wyrzucała error po prostu), bardzo lubiła się wypierdolić na ostatnim chapterze gdzie właściwie ostatni save point mieliśmy przy 70% gry i potem nie dość, że nieco biegania to i reszta story. Zacytuję fragmenty z rozmowy na GG (tylko błędy poprawię):
Losik, 2016-01-19 09:56:56: ale to było mega frustrujące - od 3 chapteru gra mi się ani razu nie scrahowała ... do ostatniego segmentu 10 chaptera
Losik, 09:57:05: który się crashował niebotycznie często
Losik, 09:57:15: a nie było save pointa od tamtego miejscu
Losik, 09:57:39: do tego była niezła szansa na spieprzenie i załapanie bad enda po drodze xd
Losik, 09:58:16: więc zanim ostatecznie grę przeszedłem to powtarzałem całość jakieś 15 razy z czego zwykle musiałem cały system resetować, grę włączać itp
Losik, 09:59:18: w ogóle to chyba nie przypadek że w 3 i 10 chapterze mi się akurat crushowało tylko
Losik, 09:59:38: bo potem były napisy końcowe i było kto skryptował jakie chaptery i co - 3 i 10- ta sama osoba xd
Jak gra crashuje ci konsolę w sposób taki, że tylko bootowanie przez hard reset działa, to musi być grubo. Przy tych denerwujących Save Pointach napomnę jeszcze o serii Final Fantasy. W Final Fantasy VI, która jest moja ulubioną częścią programiści w niektórych miejscach umieścili skrzynki w których był potwór. Był on zazwyczaj o wiele silniejszy niźli zwykli przeciwnicy w tej samej lokacji. Save point był daleko i podejście niewłaściwym teamem kończyło się napisem Party Annihilated. W takim wypadku całe grindowanie (bo to RPG) poszło się jebać chyba, ze miało się odpowiednie party (ie. Terra, Locke, Sabin, Edgar). Jeśli miałbym się na jakąś grę wkurzyć bardzo - byłoby to chyba 東方の迷宮. Na etapie F18 gdy szło się do Yukari trzeba było przejść cały poziom i save point był dopiero przed samą Yukari - jak się zginęło po drodze - sorry. No bonus.

5. Porty

Examples: Colin McRae Rally, Final Fantasy VI, Island Defense
Porty to kolejne zło przemysłu komputrowego. Czym jest port gry ? Ano przeniesieniem gry z platformy na platformę. Czasem portowane są gry z konsoli na PC (np. Naruto Shippuden: Ultimate Ninja STORM 3 Full Brust), czasami - co jest utrapieniem - z iOS na PC (Colin McRae Rally, Island Defense czy ten nieszczęsny Final Fantasy VI). Porty zazwyczaj wkurwiają sterowaniem - gdzie mysz imituje dotykanie ekranu, brakiem jakiejkolwiek konfiguracji (ot opcje masz - włacz/wyłącz dźwięk, pełny ekran/okno i to tyle). Naprawdę nieudane porty to mają zajebaną klawiszologię. Ot np. gramy na klawiaturze, a gra wyświetla ci np. [Press (A) to pick item]. To (A) to zielone kółko z litera A - jest to oczywiście konfiguracja pod pada do Xkloca. I zastanawiaj się teraz gdzie na klawiaturze masz zbindowany (A). Przy takich grach jak Colin McRae Really temat przemilczę - nie grałem - oceny odstraszają. Island Defense pomimo, iż wbiłem perfect - gra była zła. Bardzo zła. Polecam komentarze na Streamie. Mówią wszystko. Final Fantasy VI jednak - wbrew temu co ludzie mówią, uważam za całkiem udany port. iOSowe sterowanie jakoś całkiem przypadło mi do gustu zwłaszcza, że grałem na padzie. Brak mi tylko obecnego na wersji PSX (też mam oryginał na PSP z PSO Classics, całe 22 PLN dałem XD) renderowanego Intro i szkiców. Bardzo dobrym portem z PS3 jest też Naruto Shippuden: Ultimate Ninja STORM 3 Full Brust choć wymaga już mocniejszego kompa. I tu zaczyna się problem. Oczywiście - teraz mamy w standardzie 4 rdzenie, 2 GB grafę i 8 GB RAM. Ale jakbym chciał zagrać w to na TSO (Celeron 2 GHz, Raden X1300 Pro 512 MB, 1 GB RAM) to nawet jakbym chciał zmniejszyć detale to się nie da. Otóż całe detale jakie mamy to: wybór rozdzielczości (w tym również 4:3), wybór aspect ratio, supersampling, fullscreen mode, vsync. Nie ma możliwości obniżenia detali. Czemu ? Bo gra pisana była pod PS3 gdzie działała jak trzeba. I jakbym to chciał odpalić na TSO to przy minimalnych detalach na 5 FPS by ruszyło. Całe szczęście z T2O problemów nie ma i w grze FPS spada tylko na ekranie wczytywania i to tylko o max 10 klatek. Jeśli miałbym jeszcze wskazać dobry port to zdecydowanie byłby to Tony Hawk Pro Skater 2. Port PC zawierał to samo co oryginał plus dodatkowe skateparki wzięte z pierwszej części gry, która nigdy na PC się nie pojawiła. Część portów właściwie jest całkiem dobra i właściwie możliwość zagrania na PC w gry, które wcześniej były ekskluzywami na konsole czy automaty jak na przykład 虫姫さま.

6. Nowy deweloper znanej marki

Examples: Seria Command & Conquer, DmC Devil May Cry, Resident Evil: Operation Raccoon City
Czemu tego nie lubimy ? Bo to jest przykład jak zjebać grę. Zacznijmy od wspaniałego Command & Conquer. Gra wyszła w 1995 na systemy MS DOS, napisana przez średnio znane studnio Westwood Studios - twórcy jednego z pierwszych RTSów w historii - Dune 2. Jakiś czas później gra została zportowana na system Windows 95. Nice. Potem wyszedł Command & Conquer: Red Alert. Pod koniec lat 90 - Command & Conquer: Tiberian Sun. Następnie Command & Conquer: Red Alert 2 i Command & Conquer: Renegade, a przy okazji również całkiem niezły trójwymiarowy RTS Emperor: Battle for Dune bazujący luźno na książce Franka Herberta - Dune. Przed wydaniem Tiberian Sun Westwood Studios zostało wykupione w całości przez Electronic Arts. Po wydaniu Renegade Westwood Studios decyzją Electronic Arts zostało rozwiązane. Stworzona przez Bretta Sperry marka Command & Conquer została w tym momencie zniszczona przez EA. Najpierw całkiem niezły Generlas. Potem Tiberian Wars, który jest średni. Red Alert 3 to moim zdaniem kompletna klapa. Gorsze od niego jest tylko Tiberian Twilight. Tak oto upadła zajebista seria.
Kolejnym wymienionym przykładem jest DmC Devil May Cry, lub raczej Devil May F@il. Wszystko rozbija się o Dante - protagonistę serii. No zobaczcie poniżej. Po lewej oryginalny, kipiący humorem (zwłaszcza w 3 części), wyluzowany Dante z części 1 do 4. Po prawej Dante z DmC Devil May Cry, który prócz tego że udaje luzaka - jest trochu niedojebany.

Gra nawet daje radę, ale do humoru np. Devil May Cry 3, (którego mam oryginał w wersji Special Edition) brakuje mu dużo "Now, that's my kind of rain". Dante, co oni z tobą zrobili ? I tak, żart z wigiem na początku gry nie był śmieszny w piątej części.
Ostatnią grą wymienioną w przykładach jest Resident Evil: Operation Raccoon City. Nie pierwszy raz Capcom oddaje swoją markę w ręce obcych. Devil May Cry również jest świetną produkcją Capcom. Jednak oddawanie sztandarowej marki jaką jest seria Resident Evil... Nie mogło to wyjść grze na dobre. Slant Six Games odpowiedzialnemu za Operation Raccoon City należy się karny kutas. Zacznę może od oblecenia plusów bo gra ma na Steamie oceny mieszane i takie też jest moje podejście do gry. Przed wszystkim - pojawiają się postacie znane z serii. Hunk, Nicholai Ginovaef, Wiliam Birkin, Leon, Ada Wong czy sam Nemesis. O te postacie zahaczamy jako Woolfpack. Nie brało również epizodu z Claire i Sherry (Echo Six only), spotkania z Carlosem czy (jebalną) Jill Valentine (oba przypadki znów Echo Six tylko). Kolejnym plusem są postacie co jest również śmieszne nieco. Z tych które mi się podobają to przy Woolfpack - Four Eyes (no ładna jest), Vector (ciekawa umiejętność i świetny design). Od strony Echo Six - Tweed (iFap), Party Girl (my kind of slut). I co dosyć śmieszy mnie w tym... Woolfpack - urodzeni mordercy, specjalni agenci, wyćwiczeni i ogółem dojebani w chuj. Echo Six - biedne dzieci, imprezowicze, byli kryminaliści. Da fuck ? To ma być oddział specjalny ? Dalej - Raccoon City. Tak, wracamy do znanego z pierwszych 2 części Raccoon City. Odwiedzamy znane miejsca jak laboratorium Umbrelli, Wieża Zegarowa czy Komisariat RPD. Z tych mniej znanych to na przykład Ratusz Raccoon City czy stacja kolejowa. Ostatnim plusem jest to, że jest to chyba jedyna gra, gdzie faktycznie można zrobić wszystko co przedstawia intro, no może prócz walki z Lickerem za pomocą noża. Z minusów na pewno fabuła, poziom walk i AI oraz największy minus - zmiana lokacji. Chociaż biegamy po tych samych lokacjach co wcześnie (ie. Labolatorium Ubrelli) to nie wyglądają one tak jak powinny. Są całkowicie zmienione i przerobione. Niesamowity komisariat RPD znany z Resident Evil 2 czy Resident Evil: Outbreak File #2 jest przerobiony doszczętnie, a przy tym dość mocno okrojony (nawet bardziej niż w Resident Evil 3). Wniosek ? Randomowe firmy nie powinny dotykać znanych marek. A samo Operation Raccoon City, opiszę, w którymś "Przegrałeś z Kretasem".

7. Liniowa fabuła

Examples: 98% gier
Utrapieniem w grach jest też fabuła. Albo jest krótka i urywa się z dupy albo może i jest długa, ale liniowa do bólu. Dobrym przykładem liniowej fabuły jest seria Final Fantasy. Fabuła, w każdej części jest liniowa na maxa, ale długa w chuj i pełna zwrotów akcji więc nie odczuwa się tego. Dużą powierzchowną nieliniowość posiadają też gry z serii Visual Novel. Jeśli nie jest to kinetic novel, to możemy sami generować akcję poprzez odpowiednie wybory. Resident Evil 3 też prowadzi nas dość mocno za rękę, ale daje też możliwość wpłynięcia na wydarzenia poprzez tak zwane podziały scenariusza. W pewnych momentach pojawiają nam się do wyboru dwie opcje, czas zwalnia i decydujemy (ie. spotkanie z Nemesisem - 1. Spychasz brzydala z mostu; 2. Sam skaczesz z mostu). Z gier tak liniowych, że aż boli mamy choćby recenzowanego niedawno niesławnego Chasera. Jako przykład bardzo nieliniowej fabuły mogę podać Original War. Tam źle podjęta decyzja w misji 2 odbija się na nas w misji 8. Tales from Borderlands łamie bariery nieliniowej fabuły i dostajemy ogółem Make your story. Czemu wyrzucam dobre tytuły w tym miejscu ? Bo tytułów z liniową fabułą jest 98%. Zaznaczam więc te które mają mniej lub bardziej nieliniową fabułę.

8. Multi vs Player

Examples: Red Alert 2, Red Alert 3, Chaser, F.E.A.R
Lubimy spuszczać przeciwnikom wpierdol. To fakt. A żywym przeciwnikom - o, to dopiero satysfakcja. Biegnę sobie z wyrzutnią, ktoś wybiega, frag, biegnę dalej, ktoś wybiega, frag. Biegnę dalej ktoś wybiega, miał lepszy refleks, zostałem z fragowany. Przyjemność pozostaje. Problemem jest to, że multiplayer w niektórych grach leży. Niech przykładem będzie Command & Conquer: Red Alert 2. Problemem jest to, że serwery Westwood Online, na których chodziły wszystkie ich gry umarły wraz z disbandem firmy. Dziękujemy EA. Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku Command & Conquer: Red Alert 3. Otóż - w momencie upadku GameSpy multiplayer w Red Alert 3 przestał istnieć. Oczywiście wciąż można zagrać potyczkę po LANie z kumplem, ale można zapomnieć o grze w kampanie w trybie kooperacji ponieważ ta była przewidziana tylko do gry online i za pośrednictwem systemu GameSpy. Dodatkowo EA powyłączało sporo swoich serwerów co spotkało się z ogólnym oburzeniem fanów - ale EA ma to w dupie. I my też mamy ich w dupie. Sto chujów w dupę i kotwica w plecy.
Upadek GameSpy pociągnął za sobą upadek trybu multiplayer w dziesiątkach jeśli nie setkach gier. Nie ominęło to też np. Warhammer 40.000: Dawn of War. Tu jednak Relic Entertainment zrobił graczom dobrze i przepisał tryb multi na serwery Steam. Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku stworzonej przez Trendy Entertainment gry Dungeon Defenders. Problem w tym, że większość firm wzięła pieniądze i wyłożyli na starsze tytuły wielkiego peniora. Najlepiej nabrać wody w usta i pokazać graczom wielkiego fuckersa. Na szczęście są prawdziwi fani gier którzy modują gry by działały na innych, prywatnych serwerach - czasem z większym supportem niźli w czasach gdy działały oficjalne serwery.

9. DLC

Examples: Resident Evil: Operation Raccoon City, Resident Evil Revelations 2, Borderlands: The Pre-Sequel
DLC, DLC. D-L-C. Cóż oznacza ten trzyliterowy skrót ? Wbrew pozorom, nie znaczy to Delicious Loli Chest ani też Dziwka Liże Chuja. Nie, nie. Skrót ten oznacza "jestem wkurwiony". DLC czyli skrót od DownLoad Content. Dawniej, w czasach gdy ziemia była jeszcze młoda, a dinozaury produkowały z siebie pod powierzchnią ropę naftową nazywało się Expansion. Teraz DLCki to rzecz popularna i zależy jak na to patrzeć - dobra, neutralna, lub bardzo zła. Zacznę od mniejszego zła. Neutralnym typem DLC mogą być takie, jak np. skórki do postaci czy też broni. W zasadzie prócz e-penisa nie wnoszą nic. Najwyżej skubią nas po portfelu. Dobrym typem DLC zdecydowanie będą te, które dodają nowe tryby gry, postacie, mapy, bronie. Nawet skórki. Musi być spełniony jeden warunek - cena. Albo bardzo niska (do 1$/€) lub darmowe. Trzecim - największym złem są DLC, które... No właśnie. Zobaczmy Resident Evil Revelations 2. W cenie 6€ otrzymujemy pierwszy rozdział historii. Chcesz drugi ? 6€. Trzeci ? 6€ i tak, aż do EX2. Chcesz widzieć gdzie gówno trafiło najmocniej w wentylator ? Train Simulator 2016 : Steam Edition. Gra kosztuje zaledwie 35€. Cool. DLC do niej, a tych jest 245, kosztują łącznie 1944€. Pozwól, że ci to przeliczę. Tak więc 35€ to około 155 PLN. Do tego DLC kosztują w przeliczeniu na złotówki około 8570 PLN. Nie wiem tylko, czy te 1944 to cena stała, czy też uwzględniony w niej jest aktualny Steam Sale. Innym ekspertem jest też Capcom. Ultra Street Fighter IV to koszt 28€. Wszystkie DLC do niego kosztują razem 168€. Najbardziej rozczarowujący DLC na jaki natrafiłem to Swimwear Set do gry Fairy Fencer F. Gra w której mamy przynajmniej 3 mocno jebalne dziewczynki. Kupujemy wiec Swimwear DLC i okazuje się, iż... (Click for Drama)... Ten set obejmuje tylko męskie postaci występujące w grze.
.
..
...
...
..
.

Seriosuly kurwa ? Brak swimsuita dla żeńskich postaci ? No nie wierzę... Screen or it didn't happen ? Ok, dozo:

... Kreton usiadł i zapłakał. Zapłakał mocno bo jego cycata dziewczynka (Harley jej chyba było) nie ma swimsuita. Co prawda jest niby bath towel DLC, ale latanie dziewczynką owiniętą ręcznikiem to nie latanie dziewczynką w bikini. Porównajmy:

Odpowiedzmy sobie na pytanie: do której postaci chętniej byśmy fapnęli ? Do osłoniętej ręcznikiem Harley czy też odzianej w bikini Sakury ? Zostawiam wam wybór.
Zacząłem mendzić i tym Resident Evil Revelations 2, ale w końcu nie doszedłem do końca chociaż już zapewne domyśliliście się, że chodzi mi tu o sprzedawanie gry w częściach. Chcemy inny przykład? Resident Evil: Operation Raccoon City. Wspominałem przy punkcie 6. W grze wcielamy się w jedną z postaci Woolfpacku Umbrelli. Gramy tymi złymi. Jest jeszcze drugi team - Echo Six - ci dobrzy. W czym rzecz ? W tym, że rozbita na dwie części kampania Echo Six kosztuje łącznie 20€. 8€ taniej niż bazowa gra. Wciąż mało ? Starcraft 2 też jest sprzedawany na części. Do wymienionego w przykładach Borderlands: The Pre-Sequel jest DLC - Claptastic Voyage, dodający kampanię toczącą się wewnątrz Claptrapa (Święta Madoko, przerażające). Nie jest to wymagane by ukończyć grę, ale Claptastic Voyage zawiera również Ultimate Vault Hunter Upgrade Pack 2 zwiększający level cap do 70. Wszystko żeby zarobić jak najwięcej kasy. Bo jak wiadomo hajsy muszą się zgadzać.

Takie są moje odczucia na temat tego co poszło źle w przemyśle komputrowym. Nikt nie musi się ze mną zgadzać. Jest to moja opinia i przynajmniej w kilku punktach jestem pewny, że zgodzi się ze mną ShlafRock (przy DLC to nawet na 200%). Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nic nie możemy z tym zrobić. Dlaczego ? Bo z korporacją nie da się wygrać. Swoje rzekłem. Kreton out.

2016-02-02

Przegrałeś z Kretasem #002 - Painkiller: Hell & Damnation

No i stało się. Znów ukończyłem kolejną grę i znów postanowiłem o niej napisać. By dowiedzieć się więcej o systemie oceniania zapraszam do tego wpisu.



☢ Caution ☢ Spoilers Ahead ☢

Hell indeed...


Title: Painkiller: Hell & Damnation
Genre: FPS
Developer: The Farm 51
Publisher: Nordic Games
Release date: 31.10.2012
Metascore: 64/100
Steam Score: Mostly Positive (1958)
My Score: ★★☆☆☆
Estimated lenght: ~6h

Przed chwilą ukończyłem kolejną, tym razem bardziej rodzimą produkcję. Środek przeciwbólowy: Piekło i Potępienie jest faktycznie potępieniem. Albo otępieniem. Zacznijmy od początku. Fabuła rzuca nas w ciało niejakiego Daniela Garnera. Kim on jest ? Chuj wie. Co mu się stało ? Chuj wie. Gdzie on jest ? Chuj wie! Ponoć Hell & Damnation jest remake i kontynuacją jakiegoś wcześniejszego Painkillera. Wniosek ? Chuj ci w nosek. Gra wygląda jak oglądanie Hunger Games: Mockingjay Part 2 bez oglądania pierwszej. Światła, błyski i wytryski, ale o co kaman ? Tak wita nas Piekło i (p)Otępienie. Jeśli grało się we wcześniejszą część - wsio ok. Ja nie grałem i niestety nadal nie rozumiem o co kaman. To już pierwszy minus.

No, ale jadymy dalej. Więc dowiadujemy się, że żona Daniela - Catherine... No własnie. Co ? Nie żyje ? Ki chuj ?

Plot pierwszej części by Wikipedia: The game revolves around a young man named Daniel Garner, who is happily married to his wife Catherine. At the start of the game, Daniel is about to take Catherine out for a birthday meal. As they drive towards their destination at high speed, in the pouring rain, Daniel takes his eyes off the road to look at his wife and while his attention is diverted, he ploughs their car into a truck. Both of them are killed instantly in the crash.

Ok, teraz ma to nieco sensu. Więc siedzimy sobie na cmentarzu gdzieś w czyśccu (pierdolona religia kekeke) i użalamy się nad sobą (chuj wie z jakiego powodu - znów pierwsza część się kłania). Nagle pojawia nam się przed oczami Soul Reaper i proponuje nam deal. Catherine w zamian za siedem legionów dusz. Dostajemy broń - Soul Catcher i ruszamy w bój! Woohooo sprawiedliwość i podpierdolmy jak najwięcej skarbów (© Lenin). Dość szybko spotykamy niejaką Eve. Kim ona jest ? Po co ? Czy kurwa musimy tak bardzo trzymać się tej pierwszej części ? Po przepierdoleniu przez kilka randomowych lokacji trafiamy do ruin miasta gdzie Soul Reaper, mówi nam, że zebraliśmy 6999 dusz. Potrzeba ostatniej - bo 6999 to nie 7 legionów. Soul Reaper łapie duszę Eve i dostaje wpierdol od Daniela. Budzi się w szpitalu gdzie wita go Eve i zjawia się Belial. Fin.

Patrze na Steam. Opinie - Mostly Positive. A ponoć to polskie. Będzie nieźle. Klikam Install.

Grubo. 13 GB, gra będzie raczej niezła. Odpaliłem ściąganie i udałem się oglądać Alice in Wonderland (1951), Święta Madoko, to było złe. Potem spać, był to środek nocy. O bólomordecy zapomniałem i przypomniało mi się następnego dnia wieczorem. Gramy. Co należy zrobić przy pierwszym odpaleniu gry ? Kliknąć New Game ? Nie, nie. Nie wolno. Pierwsze wchodzimy w opcje. Pierwszy zgrzyt trafił się w klawiszologii. Jest tam pozycja umieszczona pod klawiszem R nazwana "Rakietowy Skok".
.
..
...
...
..
.
Przepraszam kurwa, CO ? O tym, że grupy subberskie mają nas za idiotów to wiem... Ale to głównie zagraniczne (via "Pew Pew Pew" i "Moo means Moo"). Okazuje się, że twórcy gier również. I to Polacy. Kurwa, naprawdę, czy ktoś jest na tyle głupi, że potrzebuje oddzielnego klawisza do rocket jumpa ? *Kreton usiadł i zapłakał.* Nadmienię też, że używałem go dość często bo w typowym FPSie klawisz R służy do przeładowywania broni (R od Reload). Święta Madoko... Polska, kurwa POLSKA.

No ale, startuję grę. "Podpisz nowy cyrograf". Ok, podoba mi się. Pojawia się intro... I... Kurwa. Polski. Kurwa. Dubbing. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Nie, nie miałem siły tweakować gry więc stwierdziłem, że przeboleję ten fail. Doprawdy. Janusz German (kto to kurwa ?) w roli Daniela oraz Grzegorz Pawlak jako Soul Reaper. Obaj panowie mają dość obszerną listę produkcji i... Żadnej z nich nie widziałem lub nie grałem. Ni to po polsku, ni po angielsku. A na temat samej Eve info nie znalazłem choć głos znam. Czemu tak bardzo nie lubię polskich wersji ? Bo są chujowe. C H U J O W E. 2 gry z polskim dubbingiem tylko akceptuję. Są to Serious Sam: The Second Encounter ("Mówią, że co dwie głowy to nie jedna, ale jak to sra ?) oraz Warcraft 3 ("Po przecięciu zbroi ostrze ani trochę się nie stępiło jak w reklamie noży."). Original War też dawało radę. I tyle. Painkiller ssie. Po pierwsze aktorzy kompletnie nie wczuli się w rolę. "Ty skurwielu!" Daniela po wessaniu duszy Eve brzmi mniej więcej tak dramatycznie, że o ja pierdole. Bohater jest wkurwiony, a pan Szwab czyta swoją kwestię jakby nic się nie stało. Dodatkowo wiele razy ruch ust postaci nie pokrywa się z tekstem. Powiecie - kurwa, Kreton i jak możesz na to zwracać uwagę ? Przecie zazwyczaj w dubbingu się nie pokrywa. Tak, ale nie mówię o pokrywaniu się słów tylko o czasie. Otóż kwestia już się skończyła, ale postać dalej rusza ustami. Polacy nie umiejo. Seriously. Naprawdę, nie chciało mi się tweakować tego, bo tweakowanie gier na Unreal Engine do najprzyjemniejszych nie należy. A jeśli chodzi o mnie, polska wersja ? Sure, ale tylko kinowa. TYLKO. Polski dubbing ssał, ssie i będzie ssał i nikt nie przekona mnie do niego. Filmy typu Shrek czy Ice Age - sure. Jerzy Stuhr jako Osioł w Shreku był tak samo dobry jak Eddie Murphy w oryginalne. A Pazura jako Sid w Ice Age, bardso seplnioncy majsterstyk. Ale dubbingowi w grach mówię stanowcze nie.

Po przeboleniu intra otrzymujemy pierwszą broń - Soul Catcher. Jest to hybryda piły tarczowej z czymś co wciąga dusze. Aż kojarzy mi się TERA, w której moja Elinka biegała z dyskiem, który wyglądał i kręcił się jak piła tarczowa (wszyscy patrzą, o Homuro, Elin Sorc na level capie z bronią IV Tier. Instpec, a ok, Masterwork Regent +12 (Tier XII) ze zmienionym wyglądem). Jest to dobra bron, bo tnie przeciwników na kawałki a alternatywny tryb strzału ma nieograniczoną amunicję, ale chujowy dmg. Kolejne bronie to Shotgun-Freezer, który działa tak jak się nazywa. Zamróź przeciwnika i rozwal go strzałem. 1HKO. Dalej tytułowy Painkiller czyli coś w stylu ostrza z harpunem. Nie używa amunicji, ale jest to broń tylu głownie melee. Dalej jest Stake gun-Grenade Launcher czyli połączenie broni na kołki i granatnika. Nawet w grze nazywa się to Kołkownicą. Electrodriver też jest ciekawą bronią bo w normalnym trybie strzela shurikenami, a w alternatywnym razi prądem. Cool. Do tego jeszcze mój faworyt - Rocket Launcher-Chaingun. Z jednej strony masz rakietnice. Z drugiej Miniguna. Jeden minus, który posiadają wszystkie Miniguny... Amunicję wpierdala to jak smok. Dopiero zaczynamy strzelać, a już miga nam "Low Ammo Warning".

Lokacje, po których będziemy hasać są całkiem niezłe, aczkolwiek TOTALNIE RANDOMOWE. Zaczynamy na cmentarzu, potem katedra. Suddenly opera. Potem z dupy stacja kolejowa. Nagle sierociniec i lunapark. No kurwa. Przynajmniej lokacje mają jakiś klimat. Na cmentarzu atakują nas szkielety, w sierocińcu nawiedzone dzieci (w tym bez głowy), a w lunaparku klauny. Wszystko utrzymane w stylu mindfucka i groteski rodem z Silent Hilla. Przeciwnicy to też szczyt groteski. Wspomniane dzieci w sierocińcu, który sam w sobie jest groteskowy, robią wrażenie. Rażące prądem klauny w Lunaparku i owinięci kaftanem wybuchowi szaleńcy w lunaparku to klimat Silent Hill na pełnej piździe. Kto grał ten wie. Na koniec jeszcze rycerze w tym z tarczami - jebani, osłaniają się. Dodatkowo mamy trzech bossów, którzy są... No, może prócz pierwszego - niesamowicie łatwi. To nie świadczy dobrze o grze.

Podsumowując powyższy akapit - gra graficznie wygląda całkiem nieźle. Unreal Engine 3 działa jak natura chciała i gra się całkiem nieźle. Od strony dźwiękowej gra prezentuje się również nie najgorzej. Miałbym jeden zgrzyt, gdyż - ok - chujowy polski dubbing, ale... Naprawdę, albo robimy polski dubbing, albo go nie robimy. A tak - na cutscenkach (chujowej reżyserii tak przy okazji) mamy polski dubbing, ale w czasie walki przeciwnicy, jeśli coś mówią to po angielsku. Czepiam się bo mogę. Muzyka za to jest całkiem niezła. Coś tam gra i nie zwracamy na to większej uwagi - ale jak zaczyna się walka, muzyka zmienia się w rockowo-metalowe utwory. Nie jest to jakiś cud, ale przyjemnie brzmi i pasuje do ogólnego rozpierdolu jaki dzieje się na ekranie.

Odnośnie samego gameplayu, gra stara się imitować Serious Sam. Idź przed siebie. Zabij wszystko zbierając dusze (o tym za moment). Idź dalej. Znów zabij wszystko. Dalej. Znów rozpierdol. I tak w koło Macieju. Po drodze zbieraj rozrzuconą amunicję i szukaj sekretów. I zbieraj kasę. O ile w Poważnym Samie mieliśmy to jeszcze oplecione wstążką humoru i to sporego, o tyle tu jest to sztywne i mało ciekawe. I brakuje perfidnych żartów programistów w stylu "leży na ziemi pigułka +1 HP. podnieś ja - suddenly gangbang 4 przeciwników z rakietnicami + swarm beheaded kamikaze, a ty masz tylko 10 HP" jak to miało miejsce w Serious Sam. Gra niby miała imitować Serious Sama i owszem - robi to - ale bez polotu. Do oryginału brakuje jej wiele. Choć graficznie jest nieco lepsza, niż chodzący na Serious Engine 3.5 Serious Sam 3.

Dobra. Podsumowując plusy grafika, muzyka, klimat poziomów, przeciwnicy, minigun. Czas na minusy. Wall of text czas zacząć. Po pierwsze - poziomy. Nie licząc sierocińca i rollercoastera w lunaparku - są jakieś bez polotu. O ile wyglądem trzymają poziom, o tyle designem nie. Nie są jakieś specjalnie pokręcone - to nie Chaser ale jak jest lokacja w zamku, to cały czas latamy po zamku, który wygląda wszędzie tak samo. na cmentarzu mamy groby - ale jak przyjrzymy się jednemu nagrobkowi - mamy polskie nazwisko. Drugi - to samo co na pierwszym. I tak przez cały cmentarz. Słowem - no po prostu ta sama tekstura. Dają rade sekrety. Faktycznie są sekretami. Zazwyczaj na poziom znajdowałem zero lub jeden z czterech. Dalej kompletny brak spójności fabularnej. Skakanie bez ładu i składu po poziomach i zbieranie dusz. I zbieranie dusz jest kolejnym spierdolonym pomysłem. Mamy ich zebrać 7000. Ale przeciwników jest mniej niż wymaganych dusz więc jeśli nie zbierzemy żadnej prze cała grę i tak na koniec okaże się, że mamy 6999. Kij z tym - zbieramy te dusze i to jest bez sensu. Zabiliśmy przeciwnika. Musimy poczekać kilka sekund, aż wybuchnie - zostaje z niego dusza, która lewituje jakieś 10 sekund i znika jeśli jej nie zbierzemy. Zebranie 66 dusz pozwala nam zmienić się w nie wiadomo co. W tym czasie ekran robi się czarno biały, przeciwnicy są podświetleni na czerwono i robimy wielki rozpierdol w naszym szale. Problem w tym, że nie mamy na to wpływu. Zbieramy tą 66 duszę i transform. I co ? Gówno. Prawie wszystkie zmiany miałem wtedy kiedy w okolicy nie było już potworów lub został jeden. No kurwa w chuj przydatna opcja. Nie możemy tego nastackować i użyć kiedy faktycznie będzie to potrzebne. Chuj wielki i szelki. Gra też od błędów wolna nie jest. W paru miejscach udało mi się znaleźć fragmenty w których brakowało tekstur. Sporadyczne przypadki, ale jednak. Dalej w operze biegamy po schodach. Nagle zauważyłem sekret na scenie więc skoczyłem z balkonu, żeby go zebrać. Cool thing - ale drzwi przez, które można było wrócić na schody były zamknięte. I nie dało się ich ponownie otworzyć. Trzeba było wrócić do checkpointu tracąc około 10 minut gry bo gra oczywiście jest post 2010, więc nie ma opcji save, tylko idiotyczny system checkpointów. Święta Madoko, jak ja tego systemu nienawidzę. Dodatkowo AI przeciwników jest strasznie chujowe. Leca na nas waląc czym popadnie że właściwie można stać w miejscu grazeując lewo-prawo i strzelać. Na 70%, któryś z nich się gdzieś zaczepi co zatrzyma na chwilę cały korowód. Największym minusem całej gry jest jej długość. Steam pokazuje playtime 6 godzin. Słownie: SZEŚĆ godzin. Tak. Na grę ważącą 13 GB spodziewałem się czegoś kolo 12h+. Nawet ważący półtora giga Chaser trwał kurwa 14 godzin! O Homuro, cieszę się tylko tyle, że miałem Painkillera z bundla kupionego za chyba 7 czy tam 10 ojro razem z 10 innymi grami. I tu jeszcze rozbiję się o cenę. Uwaga. 19.99€ za grę. Kurwa, prawie 90 PLN za grę, którą kończy się w sześć godzin. CZY WAS DO CHUJA POJEBAŁO ? No, oczywiście są DLC! Jej! Tylko, że kosztują 66€ bez paru eurocentów. Spytajmy wujaszka gugla ile to jest.66 Euro equals 290.36 Polish Zloty. CZOKURWA!?!?!?!???!?!?!?!?!?!111111111oneoneoneonesin(0). CZY WY SIĘ Z WŁASNYMI CHUJAMI NA MÓZGI POZAMIENIALIŚCIE ? Ale faza, ja pierdole. A, i jeszcze to. Patrze u mnie - DLC List: Halloween DLC, Santa DLC, Campaing. Eee... Czo ? Kampania ? Chwilę... To jak bym kupił grę... I nie było tego DLC to co ? Ściągam ważące 300 MB Menu główne ? Klikam "New Game" dalej podpisuje cyrograf i... Otwiera mi się Steam Shop - kup Campaing DLC ? Parskłę. No, i to chyba tyle.

Podsumowując całość: gra robiła nadzieję. Na robieniu się skończyło. Nie jest to zła pozycja, ale strasznie krótka i nudna z koszmarnym polskim dubbingiem. No cóż... The Farm 51 to niestety nie People Can Fly (Painkiller, Bulletstorm) czy CD Project Red (The Witcher). Nie jest to też (i całe szczęście) Topware (Heli Heroes (danmaku to to nie jest, ale da się grać), Earth 2150 (to im akurat wyszło)). Nie ukrywam, nie spodziewałem się fajerwerków po polskiej grze. Naprawdę, dobre polskie produkcje można wymienić na palcach obu rąk. Niestety, prócz paru pozycji - dalej jesteśmy sto lat za murzynami w kwestii pisania gier. Jak powinno wyglądać pisanie gier w polszy ? Piszemy grę, bierzmy stu randomów z ulicy i macie, bawcie się. Dwa dni później randomy wylewają swoje żale - programiści pracują. A, i koniecznie trzeba by wziąć do testów mnie. Shlafrock może potwierdzić jakie cuda się odpierdalają u mnie w grach. Był, widział, wie. Veni, Vidi, Vodka.

Na zakończenie, gra dostaje ode mnie ★★☆☆☆. Drodzy Farmerzy - mieliście szansę pokazać, że umiecie zrobić dobrą grę. Wyszło nieco poniżej średniej. Metascore oryginalnego Painkillera jest 81. Waszego kolejno 64 (na PC), 40 (PS3) i 53 (Xbox). Czuję się rozczarowany. Gdybym kupił grę w dniu, lub niedługo po premierze za cenę sklepową (70 PLN (ponoć w dniu premiery kosztowała 16 PLN, da fuck ?)), lub też za cenę Steamową (20€/90 PLN) to poczułbym się oszukany i żądałbym zwrotu pieniędzy. Tyle w kwestii Środka Przeciwbólowego: Piekło i (p)Otępienie. Idę oglądać Hyouke.