2016-02-02

Przegrałeś z Kretasem #002 - Painkiller: Hell & Damnation

No i stało się. Znów ukończyłem kolejną grę i znów postanowiłem o niej napisać. By dowiedzieć się więcej o systemie oceniania zapraszam do tego wpisu.



☢ Caution ☢ Spoilers Ahead ☢

Hell indeed...


Title: Painkiller: Hell & Damnation
Genre: FPS
Developer: The Farm 51
Publisher: Nordic Games
Release date: 31.10.2012
Metascore: 64/100
Steam Score: Mostly Positive (1958)
My Score: ★★☆☆☆
Estimated lenght: ~6h

Przed chwilą ukończyłem kolejną, tym razem bardziej rodzimą produkcję. Środek przeciwbólowy: Piekło i Potępienie jest faktycznie potępieniem. Albo otępieniem. Zacznijmy od początku. Fabuła rzuca nas w ciało niejakiego Daniela Garnera. Kim on jest ? Chuj wie. Co mu się stało ? Chuj wie. Gdzie on jest ? Chuj wie! Ponoć Hell & Damnation jest remake i kontynuacją jakiegoś wcześniejszego Painkillera. Wniosek ? Chuj ci w nosek. Gra wygląda jak oglądanie Hunger Games: Mockingjay Part 2 bez oglądania pierwszej. Światła, błyski i wytryski, ale o co kaman ? Tak wita nas Piekło i (p)Otępienie. Jeśli grało się we wcześniejszą część - wsio ok. Ja nie grałem i niestety nadal nie rozumiem o co kaman. To już pierwszy minus.

No, ale jadymy dalej. Więc dowiadujemy się, że żona Daniela - Catherine... No własnie. Co ? Nie żyje ? Ki chuj ?

Plot pierwszej części by Wikipedia: The game revolves around a young man named Daniel Garner, who is happily married to his wife Catherine. At the start of the game, Daniel is about to take Catherine out for a birthday meal. As they drive towards their destination at high speed, in the pouring rain, Daniel takes his eyes off the road to look at his wife and while his attention is diverted, he ploughs their car into a truck. Both of them are killed instantly in the crash.

Ok, teraz ma to nieco sensu. Więc siedzimy sobie na cmentarzu gdzieś w czyśccu (pierdolona religia kekeke) i użalamy się nad sobą (chuj wie z jakiego powodu - znów pierwsza część się kłania). Nagle pojawia nam się przed oczami Soul Reaper i proponuje nam deal. Catherine w zamian za siedem legionów dusz. Dostajemy broń - Soul Catcher i ruszamy w bój! Woohooo sprawiedliwość i podpierdolmy jak najwięcej skarbów (© Lenin). Dość szybko spotykamy niejaką Eve. Kim ona jest ? Po co ? Czy kurwa musimy tak bardzo trzymać się tej pierwszej części ? Po przepierdoleniu przez kilka randomowych lokacji trafiamy do ruin miasta gdzie Soul Reaper, mówi nam, że zebraliśmy 6999 dusz. Potrzeba ostatniej - bo 6999 to nie 7 legionów. Soul Reaper łapie duszę Eve i dostaje wpierdol od Daniela. Budzi się w szpitalu gdzie wita go Eve i zjawia się Belial. Fin.

Patrze na Steam. Opinie - Mostly Positive. A ponoć to polskie. Będzie nieźle. Klikam Install.

Grubo. 13 GB, gra będzie raczej niezła. Odpaliłem ściąganie i udałem się oglądać Alice in Wonderland (1951), Święta Madoko, to było złe. Potem spać, był to środek nocy. O bólomordecy zapomniałem i przypomniało mi się następnego dnia wieczorem. Gramy. Co należy zrobić przy pierwszym odpaleniu gry ? Kliknąć New Game ? Nie, nie. Nie wolno. Pierwsze wchodzimy w opcje. Pierwszy zgrzyt trafił się w klawiszologii. Jest tam pozycja umieszczona pod klawiszem R nazwana "Rakietowy Skok".
.
..
...
...
..
.
Przepraszam kurwa, CO ? O tym, że grupy subberskie mają nas za idiotów to wiem... Ale to głównie zagraniczne (via "Pew Pew Pew" i "Moo means Moo"). Okazuje się, że twórcy gier również. I to Polacy. Kurwa, naprawdę, czy ktoś jest na tyle głupi, że potrzebuje oddzielnego klawisza do rocket jumpa ? *Kreton usiadł i zapłakał.* Nadmienię też, że używałem go dość często bo w typowym FPSie klawisz R służy do przeładowywania broni (R od Reload). Święta Madoko... Polska, kurwa POLSKA.

No ale, startuję grę. "Podpisz nowy cyrograf". Ok, podoba mi się. Pojawia się intro... I... Kurwa. Polski. Kurwa. Dubbing. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Nie, nie miałem siły tweakować gry więc stwierdziłem, że przeboleję ten fail. Doprawdy. Janusz German (kto to kurwa ?) w roli Daniela oraz Grzegorz Pawlak jako Soul Reaper. Obaj panowie mają dość obszerną listę produkcji i... Żadnej z nich nie widziałem lub nie grałem. Ni to po polsku, ni po angielsku. A na temat samej Eve info nie znalazłem choć głos znam. Czemu tak bardzo nie lubię polskich wersji ? Bo są chujowe. C H U J O W E. 2 gry z polskim dubbingiem tylko akceptuję. Są to Serious Sam: The Second Encounter ("Mówią, że co dwie głowy to nie jedna, ale jak to sra ?) oraz Warcraft 3 ("Po przecięciu zbroi ostrze ani trochę się nie stępiło jak w reklamie noży."). Original War też dawało radę. I tyle. Painkiller ssie. Po pierwsze aktorzy kompletnie nie wczuli się w rolę. "Ty skurwielu!" Daniela po wessaniu duszy Eve brzmi mniej więcej tak dramatycznie, że o ja pierdole. Bohater jest wkurwiony, a pan Szwab czyta swoją kwestię jakby nic się nie stało. Dodatkowo wiele razy ruch ust postaci nie pokrywa się z tekstem. Powiecie - kurwa, Kreton i jak możesz na to zwracać uwagę ? Przecie zazwyczaj w dubbingu się nie pokrywa. Tak, ale nie mówię o pokrywaniu się słów tylko o czasie. Otóż kwestia już się skończyła, ale postać dalej rusza ustami. Polacy nie umiejo. Seriously. Naprawdę, nie chciało mi się tweakować tego, bo tweakowanie gier na Unreal Engine do najprzyjemniejszych nie należy. A jeśli chodzi o mnie, polska wersja ? Sure, ale tylko kinowa. TYLKO. Polski dubbing ssał, ssie i będzie ssał i nikt nie przekona mnie do niego. Filmy typu Shrek czy Ice Age - sure. Jerzy Stuhr jako Osioł w Shreku był tak samo dobry jak Eddie Murphy w oryginalne. A Pazura jako Sid w Ice Age, bardso seplnioncy majsterstyk. Ale dubbingowi w grach mówię stanowcze nie.

Po przeboleniu intra otrzymujemy pierwszą broń - Soul Catcher. Jest to hybryda piły tarczowej z czymś co wciąga dusze. Aż kojarzy mi się TERA, w której moja Elinka biegała z dyskiem, który wyglądał i kręcił się jak piła tarczowa (wszyscy patrzą, o Homuro, Elin Sorc na level capie z bronią IV Tier. Instpec, a ok, Masterwork Regent +12 (Tier XII) ze zmienionym wyglądem). Jest to dobra bron, bo tnie przeciwników na kawałki a alternatywny tryb strzału ma nieograniczoną amunicję, ale chujowy dmg. Kolejne bronie to Shotgun-Freezer, który działa tak jak się nazywa. Zamróź przeciwnika i rozwal go strzałem. 1HKO. Dalej tytułowy Painkiller czyli coś w stylu ostrza z harpunem. Nie używa amunicji, ale jest to broń tylu głownie melee. Dalej jest Stake gun-Grenade Launcher czyli połączenie broni na kołki i granatnika. Nawet w grze nazywa się to Kołkownicą. Electrodriver też jest ciekawą bronią bo w normalnym trybie strzela shurikenami, a w alternatywnym razi prądem. Cool. Do tego jeszcze mój faworyt - Rocket Launcher-Chaingun. Z jednej strony masz rakietnice. Z drugiej Miniguna. Jeden minus, który posiadają wszystkie Miniguny... Amunicję wpierdala to jak smok. Dopiero zaczynamy strzelać, a już miga nam "Low Ammo Warning".

Lokacje, po których będziemy hasać są całkiem niezłe, aczkolwiek TOTALNIE RANDOMOWE. Zaczynamy na cmentarzu, potem katedra. Suddenly opera. Potem z dupy stacja kolejowa. Nagle sierociniec i lunapark. No kurwa. Przynajmniej lokacje mają jakiś klimat. Na cmentarzu atakują nas szkielety, w sierocińcu nawiedzone dzieci (w tym bez głowy), a w lunaparku klauny. Wszystko utrzymane w stylu mindfucka i groteski rodem z Silent Hilla. Przeciwnicy to też szczyt groteski. Wspomniane dzieci w sierocińcu, który sam w sobie jest groteskowy, robią wrażenie. Rażące prądem klauny w Lunaparku i owinięci kaftanem wybuchowi szaleńcy w lunaparku to klimat Silent Hill na pełnej piździe. Kto grał ten wie. Na koniec jeszcze rycerze w tym z tarczami - jebani, osłaniają się. Dodatkowo mamy trzech bossów, którzy są... No, może prócz pierwszego - niesamowicie łatwi. To nie świadczy dobrze o grze.

Podsumowując powyższy akapit - gra graficznie wygląda całkiem nieźle. Unreal Engine 3 działa jak natura chciała i gra się całkiem nieźle. Od strony dźwiękowej gra prezentuje się również nie najgorzej. Miałbym jeden zgrzyt, gdyż - ok - chujowy polski dubbing, ale... Naprawdę, albo robimy polski dubbing, albo go nie robimy. A tak - na cutscenkach (chujowej reżyserii tak przy okazji) mamy polski dubbing, ale w czasie walki przeciwnicy, jeśli coś mówią to po angielsku. Czepiam się bo mogę. Muzyka za to jest całkiem niezła. Coś tam gra i nie zwracamy na to większej uwagi - ale jak zaczyna się walka, muzyka zmienia się w rockowo-metalowe utwory. Nie jest to jakiś cud, ale przyjemnie brzmi i pasuje do ogólnego rozpierdolu jaki dzieje się na ekranie.

Odnośnie samego gameplayu, gra stara się imitować Serious Sam. Idź przed siebie. Zabij wszystko zbierając dusze (o tym za moment). Idź dalej. Znów zabij wszystko. Dalej. Znów rozpierdol. I tak w koło Macieju. Po drodze zbieraj rozrzuconą amunicję i szukaj sekretów. I zbieraj kasę. O ile w Poważnym Samie mieliśmy to jeszcze oplecione wstążką humoru i to sporego, o tyle tu jest to sztywne i mało ciekawe. I brakuje perfidnych żartów programistów w stylu "leży na ziemi pigułka +1 HP. podnieś ja - suddenly gangbang 4 przeciwników z rakietnicami + swarm beheaded kamikaze, a ty masz tylko 10 HP" jak to miało miejsce w Serious Sam. Gra niby miała imitować Serious Sama i owszem - robi to - ale bez polotu. Do oryginału brakuje jej wiele. Choć graficznie jest nieco lepsza, niż chodzący na Serious Engine 3.5 Serious Sam 3.

Dobra. Podsumowując plusy grafika, muzyka, klimat poziomów, przeciwnicy, minigun. Czas na minusy. Wall of text czas zacząć. Po pierwsze - poziomy. Nie licząc sierocińca i rollercoastera w lunaparku - są jakieś bez polotu. O ile wyglądem trzymają poziom, o tyle designem nie. Nie są jakieś specjalnie pokręcone - to nie Chaser ale jak jest lokacja w zamku, to cały czas latamy po zamku, który wygląda wszędzie tak samo. na cmentarzu mamy groby - ale jak przyjrzymy się jednemu nagrobkowi - mamy polskie nazwisko. Drugi - to samo co na pierwszym. I tak przez cały cmentarz. Słowem - no po prostu ta sama tekstura. Dają rade sekrety. Faktycznie są sekretami. Zazwyczaj na poziom znajdowałem zero lub jeden z czterech. Dalej kompletny brak spójności fabularnej. Skakanie bez ładu i składu po poziomach i zbieranie dusz. I zbieranie dusz jest kolejnym spierdolonym pomysłem. Mamy ich zebrać 7000. Ale przeciwników jest mniej niż wymaganych dusz więc jeśli nie zbierzemy żadnej prze cała grę i tak na koniec okaże się, że mamy 6999. Kij z tym - zbieramy te dusze i to jest bez sensu. Zabiliśmy przeciwnika. Musimy poczekać kilka sekund, aż wybuchnie - zostaje z niego dusza, która lewituje jakieś 10 sekund i znika jeśli jej nie zbierzemy. Zebranie 66 dusz pozwala nam zmienić się w nie wiadomo co. W tym czasie ekran robi się czarno biały, przeciwnicy są podświetleni na czerwono i robimy wielki rozpierdol w naszym szale. Problem w tym, że nie mamy na to wpływu. Zbieramy tą 66 duszę i transform. I co ? Gówno. Prawie wszystkie zmiany miałem wtedy kiedy w okolicy nie było już potworów lub został jeden. No kurwa w chuj przydatna opcja. Nie możemy tego nastackować i użyć kiedy faktycznie będzie to potrzebne. Chuj wielki i szelki. Gra też od błędów wolna nie jest. W paru miejscach udało mi się znaleźć fragmenty w których brakowało tekstur. Sporadyczne przypadki, ale jednak. Dalej w operze biegamy po schodach. Nagle zauważyłem sekret na scenie więc skoczyłem z balkonu, żeby go zebrać. Cool thing - ale drzwi przez, które można było wrócić na schody były zamknięte. I nie dało się ich ponownie otworzyć. Trzeba było wrócić do checkpointu tracąc około 10 minut gry bo gra oczywiście jest post 2010, więc nie ma opcji save, tylko idiotyczny system checkpointów. Święta Madoko, jak ja tego systemu nienawidzę. Dodatkowo AI przeciwników jest strasznie chujowe. Leca na nas waląc czym popadnie że właściwie można stać w miejscu grazeując lewo-prawo i strzelać. Na 70%, któryś z nich się gdzieś zaczepi co zatrzyma na chwilę cały korowód. Największym minusem całej gry jest jej długość. Steam pokazuje playtime 6 godzin. Słownie: SZEŚĆ godzin. Tak. Na grę ważącą 13 GB spodziewałem się czegoś kolo 12h+. Nawet ważący półtora giga Chaser trwał kurwa 14 godzin! O Homuro, cieszę się tylko tyle, że miałem Painkillera z bundla kupionego za chyba 7 czy tam 10 ojro razem z 10 innymi grami. I tu jeszcze rozbiję się o cenę. Uwaga. 19.99€ za grę. Kurwa, prawie 90 PLN za grę, którą kończy się w sześć godzin. CZY WAS DO CHUJA POJEBAŁO ? No, oczywiście są DLC! Jej! Tylko, że kosztują 66€ bez paru eurocentów. Spytajmy wujaszka gugla ile to jest.66 Euro equals 290.36 Polish Zloty. CZOKURWA!?!?!?!???!?!?!?!?!?!111111111oneoneoneonesin(0). CZY WY SIĘ Z WŁASNYMI CHUJAMI NA MÓZGI POZAMIENIALIŚCIE ? Ale faza, ja pierdole. A, i jeszcze to. Patrze u mnie - DLC List: Halloween DLC, Santa DLC, Campaing. Eee... Czo ? Kampania ? Chwilę... To jak bym kupił grę... I nie było tego DLC to co ? Ściągam ważące 300 MB Menu główne ? Klikam "New Game" dalej podpisuje cyrograf i... Otwiera mi się Steam Shop - kup Campaing DLC ? Parskłę. No, i to chyba tyle.

Podsumowując całość: gra robiła nadzieję. Na robieniu się skończyło. Nie jest to zła pozycja, ale strasznie krótka i nudna z koszmarnym polskim dubbingiem. No cóż... The Farm 51 to niestety nie People Can Fly (Painkiller, Bulletstorm) czy CD Project Red (The Witcher). Nie jest to też (i całe szczęście) Topware (Heli Heroes (danmaku to to nie jest, ale da się grać), Earth 2150 (to im akurat wyszło)). Nie ukrywam, nie spodziewałem się fajerwerków po polskiej grze. Naprawdę, dobre polskie produkcje można wymienić na palcach obu rąk. Niestety, prócz paru pozycji - dalej jesteśmy sto lat za murzynami w kwestii pisania gier. Jak powinno wyglądać pisanie gier w polszy ? Piszemy grę, bierzmy stu randomów z ulicy i macie, bawcie się. Dwa dni później randomy wylewają swoje żale - programiści pracują. A, i koniecznie trzeba by wziąć do testów mnie. Shlafrock może potwierdzić jakie cuda się odpierdalają u mnie w grach. Był, widział, wie. Veni, Vidi, Vodka.

Na zakończenie, gra dostaje ode mnie ★★☆☆☆. Drodzy Farmerzy - mieliście szansę pokazać, że umiecie zrobić dobrą grę. Wyszło nieco poniżej średniej. Metascore oryginalnego Painkillera jest 81. Waszego kolejno 64 (na PC), 40 (PS3) i 53 (Xbox). Czuję się rozczarowany. Gdybym kupił grę w dniu, lub niedługo po premierze za cenę sklepową (70 PLN (ponoć w dniu premiery kosztowała 16 PLN, da fuck ?)), lub też za cenę Steamową (20€/90 PLN) to poczułbym się oszukany i żądałbym zwrotu pieniędzy. Tyle w kwestii Środka Przeciwbólowego: Piekło i (p)Otępienie. Idę oglądać Hyouke.

2 comments:

  1. Grzegorz Pawlak to absolutna czołówka polskiego dubbingu(Większość rozpozna tego Pana i usłyszy w głowie jego głos jak zacytuję "Pingwiny z Madagaskaru" czyli "Suszymy ząbki, Panowie!" :)). Obejrzałem cut scenkę z dialogiem Daniela z Soul Reaperem i wypadł naprawdę dobrze, natomiast muszę się zgodzić z tym, że synchronizacja ust została olana, a czegoś takiego nie powinno być w polskiej produkcji. Twoja ocena Pana Grzegorza była moim zdaniem zbyt surowa. Co do reszty - nie wypowiadam się bo w owy tytuł nie grałem.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie zmienia to faktu, że polski dubbing w 99% ssał, ssie i będzie ssał.

      Delete